czwartek, 29 czerwca 2017

Czarna Śmierć w staropolskim Sieradzu - relacja


w grafice wykorzystano fotografię aut. Pawła Trzeźwińskiego




Muzeum Okręgowe w Sieradzu mieści się w przysadzistej, późnorenesansowej kamienicy przy ul. Dominikańskiej 2. Przez tradycję błędnie wiązana z domem zakupionym w Sieradzu przez Kazimierza Jagiellończyka, w rzeczywistości wybudowana została pod koniec XVI wieku w charakterystycznej, włoskiej manierze architektonicznej. Początkowo złożona z trójprzestrzennego, osiowego budynku frontowego, z czasem została poszerzona o wolno stojącą, murowaną budowlę na zapleczu. Z biegiem lat oba obiekty zostały połączone i znacząco rozbudowane. Zwyczaj umieszczania pomocniczych zabudowań w pewnym oddaleniu za domem frontowym obowiązywał również w średniowieczu, choć o wiele rzadziej wznoszono wówczas świeckie budynki z cegły. Dom przy ul. Dominikańskiej 2 jest najstarszym istniejącym do dziś murowanym domem mieszczańskim w Sieradzu. Pojedyncze wzmianki o kamienicach z początku XVI stulecia dotychczas nie doczekały się potwierdzenia. Kolejne kamienice w mieście zaczęły się pojawiać dopiero u progu XIX stulecia.

Kamienica przy ul. Dominikańskiej 2
w Sieradzu. Fot. Kurpicz

Orientacyjne rozwarstwienie chronologiczne piwnic kamienicy muzealnej
- n. podst. P. Kurowicz, J. Pietrzak, Wstępna informacja o wynikach badań
architektonicznych piwnic tzw. kamienicy jagiellońskiej w Sieradzu
,
w: "Między północą a południem", Sieradz 1993 (zapis skrócony)
Trudno o dokładniejszy rys historyczny najstarszej kamienicy w Sieradzu. Bez wątpienia nie została wybudowana w przypadkowym miejscu. Na rogu Rynku, ulicy Dominikańskiej (dawnej Mniszej) i Zamkowej (dawnej Grodzkiej) zbiegały się główne szlaki komunikacyjne, w oparciu o które założone zostało całe miasto. Tzw. krzyż drożny to prawdziwe centrum miasta, miejsce szczególnie uczęszczane. Kamienicę mijano m.in. jadąc z zamku do miasta i na odwrót; przejeżdżali obok niej wszyscy petenci sądu grodzkiego. W 1673 roku, po jednym z pożarów sieradzkiego zamku zanotowano, że akta sądowe zostały złożone w kamienicy wyjątkowego mieszczanina: Stanisława Boguwoli, rajcy miejskiego i landwójta w latach 1660 oraz 1664. Była to osoba związana z elitą władzy i miejskim sądownictwem, zapewne budząca również zaufanie samego starosty. Jedyną istniejącą wówczas "kamienicą w mieście" o jakiej wiemy jest właśnie dom przy ul. Dominikańskiej 2.

Kończymy meblować izbę
(fot. Paweł Trzeźwiński)



Charakteryzatorka Marta Kmieć
"zaraża" czarną ospą
(fot. Paweł Trzeźwiński)

Podczas Nocy Muzeów, 20 maja 2017 r., Pracownia Alchemika (działająca w ramach Bractwa Rycerskiego Ziemi Sieradzkiej) podjęła próbę ożywienia piwnic tego wyjątkowego budynku. W najstarszej części podziemi zaaranżowana jest wystawa archeologiczna; dostępne dla naszej inicjatywy były nowsze pomieszczenia z XVII wieku, a więc owa "izdebka na końcu" i towarzyszące jej lokalności. W takich dobudowanych kamieniczkach często urządzano szynki - gospody oferujące piwo, wino, gorzałkę. Prowadzili je zamożniejsi mieszczanie, powiększając swoje dochody ale też kreując życie towarzyskie miasta. Jeśli nasze pomieszczenie spełniało te funkcje, bez wątpienia można było w nim zakosztować piwa i gorzałki z własnej produkcji gospodarza, jak też wina węgierskiego, którym w XVI i XVII wieku chętnie handlowali najbogatsi sieradzanie. Podczas Nocy Muzeów w tej właśnie izdebce urządzone zostało wnętrze mieszkania elit mieszczan sieradzkich z czasów panowania króla Zygmunta III. Otynkowane na biało sklepienia, wnęki i zamurowana klatka schodowa tworzą doskonałe tło pod historyczną narrację, dzięki której zabytkowe obiekty zaczynają odżywać i budzić zainteresowanie, którego tak często brakuje.

Przędzenie wełny - jedna z najczęstszych "prac dodatkowych" uprawianych w miastach
i wsiach dawnej Rzeczypospolitej. Odgrywało dużą rolę na ziemi sieradzkiej,
gdzie produkcja zgrzebnego sukna osiągnęła skalę przemysłową.
(fot. Marcin Klimczak)
Poprzez sesję zdjęciową, popularnonaukowe prelekcje i wspólne zwiedzanie muzealnych podziemi przedstawiliśmy realia życia w staropolskim mieście. Przewodni wątek prezentacji - Czarna Śmierć - brutalnie przerywała zwyczajną codzienność, i tak daleką od spokoju. W XVII wieku mieszczanie Sieradza uskarżali się na styl zarządzania przez królewskich starostów: na zaniedbaną infrastrukturę i wysokie podatki. Kolejnych uciążliwości dostarczało koronne wojsko, stacjonujące w mieście i pobierające zawyżone daniny. Tak ruchliwi goście jak żołnierze dodatkowo sprzyjali rozprzestrzenianiu się groźnych chorób - dżumy lub czarnej ospy. Do potopu szwedzkiego zaraza opanowała miasto wielokrotnie: "grassowała" m.in. w 1507, 1542, 1555, 1571-1573, 1581-1582, 1604-1605, 1624, 1630, 1633, 1653-54. W 1581 roku zanotowano, że "Mieszkańcy Sieradza, którzy ocalili życie, żyli na polach i w lasach jak zwierzęta,bo nikt z okolicznych wsi nie chciał ich wpuścić do swych domów. Zmarli leżeli na polach niepogrzebani i działy się rzeczy naturze ludzkiej przeciwne."; był to rok szczególnie tragiczny, gdyż na panującą od maja epidemię nałożył się sierpniowy pożar znacznej części miasta - ulicy Grodzkiej.

Umierający chorzy, a nawet martwi, często zalegali na ulicach.
Do zadań specjalnych służb miejskich należało wywożenie trupów poza miasto.
(fot. Paweł Trzeźwiński)
Traumatyczne chwile przeżywano również i poza okresem zarazy. W 1618 roku nie było jej w Sieradzu, lecz dotknęła wiele okolicznych miast. W takiej sytuacji, zgodnie z obowiązującą rutyną, przy bramach miejskich wystawione zostały straże, którym należało przed wejściem do miasta okazać dokumenty poświadczające stan zdrowia. Niestety, wobec sług królewskich i starościńskich takie zabiegi okazywały się nieskuteczne. Jak zeznawał przed sądem grodzkim w 1618 r. burmistrz sieradzki Maciej Pierzyński:
"Przyjechawszy tu niedawnego czasu do Sieradza [Abraham Aszanowski kozak Jego Królewskiej Mości] do bramy, kędy straż miejska dla podejrzanego powietrza przy bramie naznaczona była i tę straż niedawszy o sobie znajomości skąd był wraz nań gwałtownie nahajką przez twarz i przez plecy bić i siec począł, a pytany temwięcej bił i gwałtownie odpędziwszy straż od bramy zajechał do Wielucha gospody i tam pobił Adamiaka, który mu się upominał spokojnie, tłomacząc, że jest wielkie niebezpieczeństwo koło Sieradza, bo powietrze jest w Bużeninie, Widawie, Szadku, Uniejowie, Dobry [Dobrej], a tylko Sieradz z łaski Bożej dotąd od powietrza wolny i dopiero szedł na zamek i tam protestacyę uczynił".
W tak nieskładny (na dzisiejsze standardy) sposób zeznawano wówczas przed sądem.

Podczas panującej epidemii, władze miasta zakazywały organizowania spotkań i szynkowania piwa.
Podczas takich drobnych uroczystości łatwo było rozprzestrzenić niebezpieczną chorobę.
(fot. Marcin Klimczak)
Ograniczenie kontaktów z zarażonymi lub potencjalnie zarażonymi było podstawą profilaktyki. Osoby "zapowietrzone", a więc dotknięte chorobą (morowym powietrzem) wydalano z miasta lub zamykano w ich własnych domach, gdzie wraz z rodziną mogły wyzdrowieć lub wymrzeć. Niekiedy, w trosce o niepewny los najbliższych czy we własnym, błędnie rozumianym interesie, starano się ukryć chorobę; tak żona szewca Jakuba w 1605 r., gdy mąż leżał już chory, kryła go przed pisarzem miejskim mówiąc że nie ma go w domu gdyż poszedł do cechu. Co gorsza, Jakubowa serwowała w rodzinnym domu piwo, świadomie narażając gości.

Wszystkie przedmioty, które mogły mieć kontakt z chorobą, należało spalić. Tymczasem, zdarzały się przypadki lekkomyślności. Do opustoszałych domostw włamywano się, aby zdobyć przedmioty na sprzedaż. W 1606 roku ścięto w Sieradzu 10 osób (niemal wyłącznie kobiet) które na różne sposoby złamały obowiązujące podczas epidemii przepisy. Należała do nich grupa kobiet i jeden mężczyzna (sukiennik), które rozszabrowały i sprzedawały mienie po zmarłej rodzinie płócienników Odrzyogonków. Ciała tych osób, ale również zrabowane rzeczy, nakazano zniszczyć w ogniu.

Kowal Adam zdradza kilka podstawowych objawów choroby.
Fot. Paweł Trzeźwiński
Wieloletnie obserwacje pozwoliły dawnym lekarzom opracować swoiste kompendia wiedzy na temat przebiegu epidemii. Zwracano uwagę na oznaki zaczątków choroby, ale również na jej pochodzenie.
Sebastian Petrycy, krakowski lekarz czeskiego pochodzenia, wnioskował u progu XVII stulecia że jeżeli od początku zaczynają umierać ludzie, choroba musiała przyjść z zewnątrz; samoistny wybuch zarazy poprzedzony jest z kolei szeregiem zwiastunów, takich jak ciężkie i duszne powietrze, namnażanie się płazów i gryzoni, masowe śnięcia ryb, wreszcie powolny rozwój chorób związanych z owrzodzeniami i wysypką.

"Chorego można poznać po gorączce (choć może być nieznaczna), ciężkim boleniu głowy (2), suchości ust y pragnieniu picia (3), ciężkim oddechu (4), wymiotach (5), poyźrzeniu ponurem y rozmaitem (6), niespaniu lub bezsenności (7), odejściu od rozumu (8), wrzodami lub guzami za uszyma y pod pachami, albo dymienicach "na dimionach", abo gdzieniegdzie morowki - to iest wrzody ale czarne y ogniste pokażą się z gorączką małą; morowki mogą niejako napawać optymizmem, jako oznaka wyrzucenia przez organizm "jadowitej materyi" na wierzch. (9). cuchnienie y smrod z ust, zwłaszcza jeśli przedtym nie było (10)."

Często na podstawie takich opisów trudno ocenić, z jaką dokładnie chorobą zakaźną mamy do czynienia. Częściowo opisy mogły być bezrefleksyjnie przytaczane za dawniejszymi autorami, zaś część objawów może się odnosić do różnych chorób. Mogła być to zanikła już dziś dżuma, lub czarna ospa (ospa właściwa), wciąż grassująca w niektórych częściach świata. Ostatnio zawleczono ją do Polski w 1963 roku. Podczas "Czarnej Śmierci w staropolskim Sieradzu" zdecydowaliśmy się pokazać właśnie epidemię czarnej ospy, z jaką można liczyć się w odniesieniu do czasów nowożytnych.

Fot. Paweł Trzeźwiński

Porady lekarskie na czas zarazy dotyczyły wielu aspektów przeciwdziałania i zwalczania chorobie. Zalecano przede wszystkim, aby utrzymywać w domach porządek, często wietrzyć pomieszczenia i zwalczać owady oraz gryzonie, roznoszące zarazę. Duże ilości zalegających przestrzeń miejską nieczystości, jak nawóz zwierzęcy i odpady spożywcze oraz garbarskie, były przez lekarzy identyfikowane z głównymi czynnikami chorobotwórczymi. Choć nie zawsze skutecznie, sugerowano więc utrzymywanie odpowiedniej higieny w gospodarowaniu przestrzenią domową oraz miejską. Już na etapie projektowania domu należało zadbać, aby mieszkania nie opanowało wilgotne powietrze, przywiewane znad mokradeł i niosące z sobą mazmaty - zalążki choroby. Z drugiej strony, przykazywano unikać okien skierowanych na południe, grożących zbytnim nagrzaniem pomieszczeń. Na zasadzie przeciwieństwa, hołdując antycznej szkole medycyny, szukano w lekarstwach cech takich jak suchość i zimno. Takimi parametrami kierowano się przy wyborze środków leczniczych, zarówno przeznaczonych do spożycia, jak i noszenia przy sobie (wonności). Większość polecanych specyfików bazowała na ziołach, przyprawach korzennych, olejkach eterycznych oraz wonnych żywicach. Dobrze było okadzać wnętrza specjalnie dobranymi wonnościami; dotyczyło to również samej przestrzeni miejskiej podczas zarazy. Ponieważ olejki eteryczne i kadzidła były drogie, wśród "profanów" chętnie zastępowano je poprzez pokrapianie octem i kadzenie palonym rogiem bydlęcym. Tworzyło to śmierdzący zaduch; zwyczaj był potępiany przez środowisko lekarskie. Uboższym polecano raczej substancje bazujące na występujących lokalnie ziołach.

Działanie ochronne przeciw zarazie miał m.in. alkohol.
Fot. Marcin Klimczak
Ci, którzy zapadli już na czarną śmierć, mogli pokładać pewne nadzieje w znanych medykom metodach leczniczych. Poza niektórymi kuriozalnymi środkami, w zalecanych sposobach leczenia widać pewną logikę. Ważne było bieżące kontrolowanie stanu zdrowia; wiele leków należało podać w określonym czasie od "zachwycenia morowego", czyli zarażenia. Część z przytaczanych przez niezwykle poczytnego Aleksego Pedemontana (w tłumaczeniu Marcina Siennika) sposobów obejmowała wygrzanie organizmu i spędzenie gorączki: destylat z moczonych w occie orzechów włoskich należało podawać choremu przez kilka dni, "a niech się w łożu dobrze odzieje i poci". Wśród składników dominują zioła - driakiew, liście bobku, krwawnik, orzech włoski, szafran; wonne żywice - mirra, benzoes, styrax, drzewo sandałowe, kamfora; kosztowne korzenie - gałka muszkatołowa, goździki, cynamon; ciekawym rozwiązaniem było wykorzystanie jadu skorpionów, sporadycznie sugerowano natomiast wykorzystanie dziecięcego moczu i kału. Nośnikiem leku często bywało wino lub gorzałka. Proponowano również pigułki oraz okłady, a owrzodzenia nacierano maściami na bazie tłuszczów zwierzęcych i odpowiednio dobranych składników. Przez stulecia zmagań z dżumą i ospą wypracowano wiele sposobów, których potencjalna skuteczność mogłaby dziś stać się ciekawym tematem do badań.

Morowe Powietrze - twardy orzech do zgryzienia dla nowożytnej medycyny.
Fot. Paweł Trzeźwiński

Podczas zarazy wprowadzano stan wyjątkowy. Na czele miasta stawał wówczas tzw. burmistrz powietrzny - preferowano lekarzy i aptekarzy, jako najbardziej kompetentnych do zarządzania przebiegiem kwarantanny. Po mieście krążył nieprofesjonalny personel medyczny szukający nowych ognisk choroby i wraz ze specjalnie powołaną strażą realizował decyzje burmistrza. Dużo pracy mieli również grabarze. Pracę takich służb opłacano z miejskiej kasy; podejmowali ją reprezentanci najniższych warstw społecznych. Podejmowane w dużych miastach pruskich próby angażowania m.in. cyrulikow i balwierzy, jako zawodów związanych z medycyną, nie powiodły się; niewielu miało ochotę narażać się na bezpośredni kontakt z chorobą. Kto tylko mógł, podczas epidemii wyjeżdżał z miasta do wiejskich posiadłości. Zrobili tak chyba w 1605 dominikanie sieradzcy, skoro do klasztoru mogła włamać się niejaka Jadwiga, tasarka (tasarz, tesarz - w języku staropolskim - stolarz). Obecność kapłanów: spowiedników, kaznodziei oraz szafarzy Sakramentu była nieodzowna dla udręczonej Czarną Śmiercią społeczności. Niosła też ogromne ryzyko. Księża podczas trwania zarazy umierali na służbie męczeńską śmiercią. Podobnie jak medyczny personel - i to na najwyższym szczeblu. Burmistrz powietrzny Poznania, światowej sławy medyk i aptekarz Józef Struś, zmarł na służbie w 1568 roku.

Fot. Paweł Trzeźwiński

Fot. Paweł Trzeźwiński

















W czas epidemii realnie liczono się ze śmiercią, częściej spisując testamenty. Nierzadko wskazywały one osoby wyznaczone do opieki nad sierotami pozostawionymi przez zapowietrzonych rodziców. Choć zdawano sobie sprawę z zagrożenia, panująca zaraza - tak jak każdy stan kryzysowy - była swoistym sprawdzianem, testem z etyki oraz odpowiedzialności za siebie i drugiego człowieka. Główny ciężar mało efektownych prób walki z rozprzestrzenianiem się choroby spoczywał na zasadach współżycia społecznego. W świecie bez zrozumienia podstaw epidemiologii medycyna miała często związane ręce. Pomimo skrajnych postaw, jakie przyjmowali niektórzy z mieszczan, wielu z nich - dzięki ofiarnej służbie duszpasterzy - nie upadało na duchu, mogąc odejść w pogodzeniu z Bogiem i ze światem. Instytucje miejskie starały się pracować płynnie, w miejsce zmarłych urzędników szybko wkraczali następcy. Opustoszałe miasta zasiedlali nowi przybysze, korzystający z ulg podatkowych i nowych możliwości. W ten sposób społeczność miejska mogła się szybko odrodzić, dopóki stosunki gospodarcze, system prawny oraz poziom bezpieczeństwa wewnętrznego zapewniał miastom odpowiednie warunki rozwoju. Z upływem lat było jednak coraz gorzej. W miastach Rzeczypospolitej pojawiało się coraz więcej trudności nawarstwiających się na siebie i wynikających jedna z drugiej. Osłabiona koniunktura ograniczyła ich rozwój, w związku z czym również i wybuch zarazy osłabiał je na długie lata.

*



Pokaz "Czarna Śmierć w staropolskim Sieradzu" odbył się w ramach Nocy Muzeów w Muzeum Okręgowym w Sieradzu 20 maja 2017 r. Udział w prezentacji wzięli członkowie Bractwa Rycerskiego Ziemi Sieradzkiej oraz zaproszeni członkowie Pocztu Mikołaja Bieganowskiego. Charakteryzację zapewniła Marta Kmieć z Wyższej Szkoły Artystycznej w Warszawie. Fotografie wykonali: Paweł Trzeźwiński oraz Marcin Klimczak.

Poza "Czarną Śmiercią", podczas wydarzenia członkowie Bractwa Rycerskiego Ziemi Sieradzkiej zaprezentowali również inne aspekty swojej działalności, wystawiając szereg stanowisk edukacyjnych takich jak kuźnia, wystawa broni rycerskiej, stół hazardzistów, kram zielarski, pasmanteria oraz zakład balwierski, oferujący odbiorcom fryzury średniowieczne.

Za współpracę pragniemy serdecznie podziękować Charakteryzatorce, Fotografom, przyjezdnym uczestnikom w osobach: Małgorzaty Niechajewicz i Tomasza Łomnickiego oraz Miłoszkowi Lewandowskiemu, który zgodził się wcielić w rolę sieroty. Ogromne znaczenie ma dla nas przyjazd gości, takich jak Randia Filutowska, Piotr Pastusiak oraz Marcin Grzesiak z Żoną. Odwiedziny naszych przyjaciół mogliśmy w pełni wykorzystać dzięki gościnie, jaką zaoferował nam Piotr Szymański - "Pokoje u Piotra".

Spośród członków i nowicjuszy Bractwa Rycerskiego Ziemi Sieradzkiej, w wydarzeniu udział wzięli:
Klaudia Szymczak, Oliwia Traczyk, Katarzyna Barucha, Lena Ruszkowska, Stanisław Muszyński, Mateusz Ciszewski, Błażej Białek, Adam Pietrzak, Kajetan Pietrzak, Wiktor Kowalski, Paweł Lewandowski oraz piszący te słowa Michał Szymański.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz