sobota, 13 grudnia 2014

Archeologia alchemii - Alchemia w życiu codziennym

4 grudnia referat o powyższym tytule wygłosiłem na seminarium naukowym, zorganizowanym przez Koło Naukowe Studentów Archeologii Uniwersytetu Łódzkiego "Varia" w łódzkim Instytucie Archeologii. Poniżej przytaczam co mniej więcej zdarzyło mi się tam powiedzieć ;)

Choć post-oświeceniowi badacze uparcie negowali dorobek alchemii, współcześnie nie ma już cienia wątpliwości, że wyczerpuje ona definicję protonauki. Alchemicy na drodze doświadczeń starali się okiełznać prawa natury, definiowane przez filozofię przyrody, z której wynikały również ich podstawy metodologiczne.
I w tym miejscu należy zadać sobie pytanie: Jak filozofia przyrody i protonauka może stanowić część życia codziennego na tyle istotną, że aż przekładającą się na kulturę materialną?





Otóż praktyczne działania, wynikające z akademickich dyskursów, z jednej strony wymagały stosownej aparatury, a z drugiej owocowały realnymi wynalazkami, wpływającymi na jakość życia i rozwój rzemiosł. Ginące w pomrokach dziejów początki alchemii, wywodzącej się z wyspecjalizowanych i utajnionych, luksusowych rzemiosł starożytnego Bliskiego Wschodu, przyczyniły się do rozkwitu kosmetologii, doskonalenia stopów metali, upowszechnienia szkła już u progu epoki brązu. W kolejnych stuleciach ta praktyczna, tajemna wiedza, zespojona już z grecką filozofią, uformowała się w to, co zwiemy alchemią. Rozwijana w kręgu greckiego antyku, została z czasem przejęta przez arabów, ulegając w międzyczasie wpływom perskim czy chińskim. W następnej kolejności dorobek ten dotarł do średniowiecznej Europy. Europejczycy zetknęli się zarówno z naukową, jak i praktyczną stroną alchemii. Problem wykorzystywanej przez muzułmańskich producentów uzbrojenia stali damasceńskiej wypełniał wszak karty niejednego dzieła arabskiej alchemii.

Podstawą działań praktycznych była teoria. Teoria, która inspirowała medyków i aptekarzy, przyrodników, rzemieślników. Poszukiwania uniwersalnego rozpuszczalnika, leku na wszystkie choroby, dążenie do kwintesencji - wyodrębnienia najaktywniejszych części danej materii, doprowadziły do wynalezienia kwasów i destylacji. Problem panaceum Czytelnicy poznali już przy lekturze poprzedniego posta: w XIII wieku Mikołaj z Polski upatrywał go w mięsie węży. Były to idee, które przyświecały odkrywcom i badaczom przyrody aż po czasy Newtona.



Tak rozumiana alchemia mogła przepełniać życie codzienne profesjonalnie zaangażowanych w nią osób - alchemików. To im służyły najbardziej profesjonalne urządzenia. Potrzeba powtarzalności efektów doświadczeń popychała autorów pism naukowych do tworzenia dokładnych opisów aparatury oraz całych pracowni wraz z piecami. Alchemicy rozwijali więc swoje pracownie, zaopatrując je w określone narzędzia. Powtarzalność chemicznych eksperymentów wymaga stworzenia dla nich neutralnego środowiska, co owocowało takimi wynalazkami jak kąpiel wodna (stosowana do destylacji już w czasach antycznych) czy coraz doskonalsze technologie wyrobu szkła i ceramiki. Miśnieńską porcelanę stworzyli ostatni z europejskich alchemików.

Tak wąskie grono użytkowników alchemicznych urządzeń nigdy nie dałoby zbyt licznego materiału zabytkowego, który można by analizować przy wykorzystaniu metod archeologii.
Praktyczny dorobek alchemii przenikał do szerszych gremiów niejedną drogą.
Edukacja na różnych szczeblach sprzyjała silnemu oddziaływaniu na nauki przyrodnicze. Z nauk tych w ogromnym stopniu korzystały klasztory, lokalne ośrodki naukowe wczesnośredniowiecznej Europy. Piśmienni mieszczanie Europy Zachodniej już w XIII-XIV wieku gromadzili wyciągi z prac naukowych, odpowiadające ich zainteresowaniom, i wykorzystywali tę wiedzę w praktyce. Wiedza ta przydawała się w wielu rzemiosłach, ale również i w domu. Na tym szczeblu następowało przekazywanie coraz bardziej uproszczonej wiedzy kolejnym szczeblom średniowiecznej drabiny społecznej, poczynając od czeladników i służących. U schyłku średniowiecza popularyzacji alchemii zaczęły służyć wydawnictwa drukowane, którym dotychczasowi historycy chemii przypisywali fundamentalne znaczenie (polskie receptariusze zaczęły się ukazywać od lat 30. XVI wieku). W tym czasie pojawiła się również maniera zainteresowania naukami tajemnymi, rozwijana w głąb czasów nowożytnych na dworach możnowładczych. Jak się okazało, był to popyt diabła. Możni fundatorzy oczekiwali od alchemii nie kwintesencji, lecz transmutacji. Nauka miała przynosić realne korzyści, przeliczane na gotówkę. Choć transmutacja zawsze stanowiła jeden z istotnych problemów alchemii, przemiana metali nieszlachetnych w złoto nie była jej głównym celem. Aby sprostać oczekiwaniom sponsorów, alchemia stała się bardziej niż dotychczas "interdyscyplinarna" - najbardziej wzięci alchemicy łączyli ją z innymi naukami tajemnymi, takimi jak krystalomancja, nekromancja etc. Sytuacja sprzyjała wypływaniu wszelkiej maści szarlatanów, co niepokoiło zarówno Kościół, jak i samych alchemików. Robert Boyle, sam będący alchemikiem poszukującym uniwersalnego rozpuszczalnika i rozważającym problemy transmutacji, twierdził że więcej pożytku od słuchania alchemików przynosi zapoznanie się z wiedzą rzemieślników. Pogląd ten jest znamienny, ale krzywdzący. Wiele niezbędnych rzemieślnikom substancji powstało właśnie w pracowniach alchemicznych, zaś owoce alchemicznych eksperymentów oferowały coraz liczniejsze apteki. Alchemia została okradziona ze swych faktycznych zasług, a następnie potępiona za niezdolność do spełnienia stawianych jej oczekiwań.



Słowem - aparatura alchemiczna była stosowana nie tylko przez alchemików. Szczególnie istotnymi pracowniami były oczywiście apteki i klasztory, lecz jak przekonują badania archeologiczne na terenie Francji, już w XIV wieku destylacja była procesem dość powszechnie stosowanym w lepiej prosperujących domach. W XIV-XV w. aparatura służąca do tego procesu zadomowiła się i w dworskich kuchniach na terenie dzisiejszej Polski. W inwentarzach mieszczańskich z XVI, XVII i XVIII wieku alembiki są już powszechnym elementem wyposażenia kuchennego, a proces znalazł szerokie zastosowanie w rozwijającym się przemyśle gorzelnianym. Szeroko stosowano również inne akcesoria, doskonale znane uczonym alchemikom. Z terenów Europy pochodzą dość liczne naczynia o dziurkowanych dnach, służące m.in. do ekstrakcji olejków eterycznych. Odnajdywane czasem gliniane naczynia miniaturowe pełniły niejednokrotnie funkcje pojemniczków aptecznych. W czasach nowożytnych wyparły je szklane słoiczki i buteleczki. Pojemniki apteczne, być może kupowane wraz z zawartością, trafiały do domostw i pełniły tam swoje funkcje. Przedmioty mające związek z alchemią docierały do szerszych kręgów społeczeństwa średniowiecznego oraz nowożytnego.

ALE tutaj pojawia się pytanie: Czy destylacja pod chłopską strzechą to wciąż alchemia?
Otóż nie jest to stricte alchemia, tylko jej daleki refleks. Aby destylacja ekstraktów ziołowych mogła upowszechnić się tak szeroko, musiała istnieć świadomość, że destylat rzeczywiście cechuje się lepszymi właściwościami niż zwykły napar. A u podstaw tej świadomości tkwiły już alchemiczne teorie o kwintesencji; alchemia uzasadniała proces destylacji, choć z czasem mało kto mógł już o tym pamiętać. Problem archeologicznych pozostałości dawnych doświadczeń i procesów chemicznych wart jest zgłębiania, choćby przez wzgląd na istniejące dotychczas dysproporcje w ilości znanych stanowisk, które przyniosły takie znaleziska: podczas gdy kraje Europy Zachodniej mają ich kilkadziesiąt, Polska pozostaje białą plamą. Mimo, że odkryte w badaniach terenowych pozostałości alembików zdobią ekspozycje niejednego muzeum.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz